sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 4.



Siedziała i śmiała się razem z Marcinem, a ja miałem wszystkiego dość. Co chwilę się mnie o coś pytała, a ja nawet nie wysilałem się, aby jej odpowiedzieć. Obserwowałem bawiący się tłum ludzi. Kiedyś pewnie szalałbym razem z nimi, dziś naprawdę nie miałem na to ochoty. Spojrzałem na zegarek w telefonie. Wybijała 23. Mateusz Możdżeń wychodzący z klubu przed zaczęciem najlepszej zabawy? Tego jeszcze świat nie przeżył. Zabrałem kurtkę, a widząc zdziwiony wzrok towarzyszy wyjaśniłem, że wracam do domu, nie będę psuł im zabawy. Zwinne przecisnąłem się przez tańczące pary. Nie przewidziałem tylko jednego… Że Katarzyna postanowi wyjść zaraz za mną….
-Ładny dziś wieczór.-zaczęła.
-Gdyby Ciebie nie było obok, byłby piękniejszy.-stwierdziłem kierując w stronę przystanku.
-Może pojedziemy do mnie? Mam wino i może być miło. Wiesz, ty, ja…
-Ja pierdole, ty jesteś naprawdę nienormalna.- warknąłem.-Idź do domu i wypij swoje wino sama, albo zabierz Marcina. Nie podobałaś mi się, nie podobasz i nie będziesz podobała.  W życiu nie będę z kimś takim, jak ty, weź to wreszcie kobieto zrozum. Z psychiatryka cię wypuścili?
-Dlaczego jesteś taki nie czuły ma moje uczucia? Ja się staram, a ty mnie wyzywasz od nienormalnych.
-Bo normalni ludzie nie zachowują się tak, jak ty.-zawołałem wsiadając do tramwaju, który właśnie podjechał. Krzyczała coś, ale nie słyszałem już co. Zacząłem poszukiwania biletu, jednak jak na złość żadnego nie miałem przy sobie.
-Bilecik do kontroli.-usłyszałem. Świetnie!
-Nie mam.- westchnąłem.-Dowodzik podać, czy bez niego wie pan, na kogo wystawić?
-Panie, nie bądź pan bezczelny.-oznajmił służbowym tonem.-To, że zarabia pan tysiące i sam Juventus pana chciał to nie znaczy, że…
Pokręciłem głową wyciągając dowód. Trudno, stówka czy dwie właśnie poszła się jeba…. Parę minut później odebrałem papierek i mój kawałek plastiku zajmując swoje miejsce. W sumie to mój najdroższy bilet tramwajowy. Wpatrując się w krajobraz za oknem nie mogłem się doczekać momentu, gdy ujrzę znajomą mi okolicę. Nie pragnąłem niczego innego, jak tylko znaleźć się we własnym łóżku i wreszcie móc położyć się spać.

~~~

Następnego dnia punktualnie stawiłem się na treningu.  Imprezowicze nie wyglądali za dobrze. Zapewne nieźle zabalowali. 
-Kamiński, Wolski, Drewniak, Kędziora, Linnety dlaczego wy ledwo żywi jesteście?- zawołał trener. Roześmiałem się.-Możdżeń co ci tak wesoło?
-Po prostu no jakby to powiedzieć… Gdy wychodziłem z klubu nie wyglądali tak źle.-uśmiechnąłem się nie winne.- Ale to było po 23, a kto wie, ile oni tam byli.
-Mateusz, czy Ciebie ktoś podmienił?- zapytał Kotor przykładając mi rękę do czoła. – Chory też nie jest. No to chyba mu się godziny pomyliły, może była druga, albo trzecia,  jak wychodził.
-Nie piłem nic, to doskonale wiem, która była godzina.-fuknąłem.
-Ktoś nam podmienił Możdżenia!- zawołał przerażony.
-To prawda? Byliście wczoraj na imprezie?- zapytał trener. Spuścili głowy.- Spodziewał bym się takiego wyglądu po Możdżeniu, ale po was? Zamieniliście się rolami?
-Dzięki trenerze.-mruknąłem obrażony.-Człowiek tu się zmienia, dorośleje, a tu Kotor myśli, że mnie podmienili, albo chory jestem. Trener z kolei myśli, że wszystko, co najgorsze to ja. Może faktycznie powinienem wyjechać do Turynu, tam przynajmniej nikt nie twierdził by, że ze mną jest coś nie tak, bo się zmieniam na lepsze.
Wyszedłem trzaskając  drzwiami. Miałem wszystkiego cholernie dość! Biegłem trzecie okrążenie wokół boiska, kiedy dołączyli do mnie pozostali. Bali się podbiec, ale zrobił to Trałka.
-Mati okres masz, czy co? – zaśmiał się klepiąc mnie po plecach.
-Błagam Cię, skończ.-mruknąłem.
-Z tego, co mówili chłopacy, to zawsze byłeś imprezowiczem. I teraz są zdziwieni, że się zmieniłeś.-westchnął – A ty jesteś jakiś nerwowy ostatnio.
-Bo wszyscy mają o coś problem. Dziennikarze o to, że zostałem. Kibice, że nie chciałem się rozwijać i wolałem dziewczynę. Kamiński nasyła na mnie dziewczynę, co chodziła z nami do klasy, a ona uczepiła się mnie jak jakaś idiotka. Nic dziwnego, że wolę spędzać czas z własną dziewczyną, która jako jedyna mnie rozumie.-wyjaśniłem.
-Za bardzo bierzesz to wszystko do siebie.
-Skończ swoje filozofie.- mruknąłem.-Chcesz dobrze, wiem. Ale naprawdę nie mam ochoty gadać.
-Spoko, ale jak coś, wiesz jaki jest do mnie numer.-zaśmiał się i pobiegł trochę do przodu zostawiając mnie samego.

~~~

-Hej.-uśmiechnąłem się do Matyldy.-Piwo poproszę.
-Dziś sam?- zapytała zdziwiona.
-Jak widać.-westchnąłem.- Oni długo tu wczoraj byli?
-Chyba do trzeciej, albo czwartej.-stwierdziła podając mi kufel.-Chcesz pogadać?
-Sam nie wiem.-wzruszyłem ramionami.
-Mateusz Możdżeń czegoś nie wie?- zaśmiała się.-No mów.
-Kamiński to mój najlepszy przyjaciel, a czasami zachowuje się tak, jakby chciał mi podkładać kłody pod nogi. Jemu nikt nie złożył propozycji, która była by lepsza od tej z Poznania. Mam wrażenie, że jest zazdrosny, że… ma do mnie żal, że zostałem. No i Kasia, ta dziewczyna, co wczoraj… jest wszędzie, gdzie ja. I to sprawka Marcina.
-Rozmawiałeś z nim?
-Chyba nie idzie.-mruknąłem upijając parę łyków cieczy.- Wiesz, on naprawdę się zmienił ostatnio. A ja już nie mam siły…
-Porozmawiaj z nim.-stwierdziła. – Albo dajcie sobie czas, może zmądrzeje i sam przyjdzie pogadać.
-Wybieram drugą opcję.-oznajmiłem.- Jesteś wspaniała, wiesz? Masz chłopaka?
-Mam, mam.-zaśmiała się. –A ty nie powinieneś mówić, że jestem wspaniała, bo nie spodobało by się to ani twojej dziewczynie, ani mojemu chłopakowi.
-Pff… Studiujesz psychologię?
-Eeee… skąd wiesz?
-Trafiłem?- zapytałem zadowolony sam z siebie. Pokiwała głową.-Tak mi przyszło na myśl. Bo naprawdę dobrze się z tobą rozmawia. Umiesz wysłuchać i doradzić.
-Zawsze do usług. Będziesz moim pierwszym klientem?- zapytała. –Wpiszę sobie to w przyszłości do CV.
-Z takim wpisem dostaniesz pracę wszędzie.-stwierdziłem.
-Wiem.-wyszczerzyła się. Obok mnie usiadł jakiś chłopak.
-Cześć kochanie.-odezwał się do barmanki. Uśmiechnęła się.-Za pół godziny kończysz?
-Tak.-potwierdziła.
Uśmiechnąłem się, położyłem pieniądze na ladzie i skierowałem się w stronę wyjścia.
I trudno chyba zgadnąć na kogo wpadłem, prawda? Oczywiście, że na pannę Katarzynę. Zaśmiałem się jej w twarz, gdy chciała się przywitać i wyminąłem. Zaczynam się zastanawiać nad tym, czy ona mnie czasami nie śledzi.


~~~


Olena, Olena, Olena… nie widziałem jej już parę dni. Pisałem smsy rano i wieczorem, ale żadne z nas nie wyszło z inicjatywą spotkania. Sam zastanawiałem się nad tym, co się dzieję. W końcu ubrałem się i wyszedłem kierując się w stronę jej mieszkania. Gdy pukałem do drzwi jej mieszkania czułem się jakoś dziwnie. Otworzyła dopiero po dłużej chwili. Nie wyglądała za dobrze. Miała opuchnięte oczy od łez.
-Co się dzieje?- zapytałem chcąc ją przytulić.
-Idź do tej barmanki.- warknęła.-Kaśka mi wszystko powiedziała.
-Jakie wszystko?- jęknąłem.- Co powiedziała Ci ta idiotka?
-Nie wiesz co?- westchnęła.
-Może mnie wpuścisz i dokładnie wyjaśnisz, co ona Ci powiedziała?- zapytałem.- Bo ja naprawdę nie rozumiem, o co chodzi.
Niechętnie otworzyła szerzej drzwi. Skierowałem się do salonu. Usiadła naprzeciwko mnie.
-To co dokładnie powiedziała Ci ta niezrównoważona idiotka?
-Fajnie podrywało się tą barmankę? Dwa dni pod rząd u niej byłeś. Robisz ze mnie idiotkę w oczach ludzi!
-Olena, czy ty zawsze będziesz wyciągała własne wnioski, albo wierzyła innym?- mruknąłem zły. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Barmanki. Włączyłem na głośnomówiący, a ona po chwili odebrała.- Cześć Marlena, tu Mateusz. Masz chłopaka prawda?
-No tak.
-A w klubie gadaliśmy tylko o piłce nożnej, chłopakach, Kamińskim i pierdołach?
-No tak. Dobrze się czujesz?
-A Kaśka mnie obserwowała jak jakaś nienormalna?
-Tak, ale Mateusz, do czego zmierzają te pytania?
-Przepraszam, mam właśnie obok kogoś, kto mi nie wierzył, tylko Kaśce. Pomogłaś, wielkie dzięki. Odezwę się, jeśli będę potrzebował pomocy.
-Spoko, pa.
Rozłączyłem się i wstałem. Nie mogłem uwierzyć w to, że Olena uwierzyła Kasi. Nawet nie zapytała, czy to prawda.
-Jak uwierzysz, że nie podrywałem Marleny, która ma chłopaka, to się odezwij. Zostałem dla Ciebie w Poznaniu, a ty mi nie ufasz.-mruknąłem.- Tylko pamiętaj, że nie będę czekał wiecznie, aż zrozumiesz. Do zobaczenia.
Wyszedłem zatrzaskując za sobą drzwi. Dlaczego nie wyjechałem do tego Turynu? O Olenie w końcu bym zapomniał, a nie musiałbym się użerać z Kamińskim i Kaśką. Ten świat jest popierdolony.

~~~

-Piwo?- zapytała.
-Sok pomarańczowy.-odparłem.- Posiedzieć przyszedłem.
-Kasia była u twojej dziewczyny?
-Trafiony zatopiony. A ona jej uwierzyła, że ja podrywałem Ciebie. W sumie, to chyba jej nagadała coś więcej, ale Olena nie chciała mi powiedzieć.
-I powiedz, że ją zostawiłeś?
-Stwierdziłem,, że ja uwierzy, że tego nie zrobiłem, to ma dać znać. Dodałem, że nie będę wiecznie czekał.
-Czy wy, faceci zawsze musicie gadać takie głupoty?
-Wiesz, Olena już raz wyciągnęła zły wniosek. Chciałem się zapytać, czy pojedzie ze mną do Turynu, a ona myślała, że podjąłem decyzję i jadę bez niej.-westchnąłem.- Zostałem dla niej, a coraz częściej myślę, że lepiej by było, gdybym wyjechał.
-W życiu nigdy nie jest łatwo.-stwierdziła.- Mówiłeś, że ona jest ważniejsza od sławy i pieniędzy.
-Nadal tak jest, chyba…-  westchnąłem. –Po prostu przykro mi, że Olena mi nie ufa. Jak ty byś się czuła, gdyby któraś z obecnych tu osób znała twojego chłopaka  i powiedziała mu, że podrywasz mnie, a on by uwierzył?
-Jakub mi ufa.-odparła. Pokręciła głową.-Cholera, nie takiej odpowiedzi oczekiwałeś?
-Sama widzisz. A ja nawet nie potrafię topić smutków w alkoholu, bo siedzę tu, piję sok i rozmawiam z tobą, jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi.
-Jak mamy być przyjaciółmi, to trzeba by się spotkać w końcu poza tym miejscem.-stwierdziła.
-Przyjdź do mnie na trening.-odparłem i zerknąłem na zegarek.-A jeśli już o moim treningu mowa, to mam go o 11, wiec lepiej będę, jak już pójdę.  Jeśli chcesz przyjść, to serdecznie zapraszam. Daj znać, jeśli się wybierzesz.
-Ja mam jeszcze 2 godziny pracy. Zobaczymy, czy wstanę.-zaśmiała się.-Nie płać, na koszt firmy.
-Ale…
-Jesteś Mateusz Możdżeń, tobie wszystko wolno.-zaśmiała się.-Do zobaczenia.
Znów ruszyłem w stronę wyjścia. Lubiłem z nią rozmawiać. Była zupełnie inna, niż wszystkie dziewczyny, jakie znałam. Zupełnie inna, niż Olena.

~~~

Gdy szykowałem się do wyjścia na trening mój telefon dał o sobie znać. Wyszukałem go w torbie i uśmiechnąłem widząc nadawcę wiadomości.
Przyjście na trening aktualne? Udało mi się wstać!
Niewiele myśląc odpisałem.
Oczywiście, przecież Cię zaprosiłem. O której będziesz na stadi0nie?
Cieszyłem się, że znów ją zobaczę. Pamiętam, jak na początku Olena nie chciała przychodzić na treningi. Upierała się, że piłka nożna to niej jej działka, a teraz naprawdę wie wiele.
Za 20 minut, może wcześniej. 
Zeskakując z ostatnich schodów kalkulowałem, czy będę w tym czasie, co ona. Powinienem się wyrobić.
Jeśli nie ucieknie mi tramwaj i nie będzie natarczywych fanek, to też powinien ;)) Poczekasz koło sklepu?
Gdy otrzymałem potwierdzającą wiadomość uśmiechnąłem się znów do siebie i przyśpieszyłem. Nie mogłem przecież dopuścić do tego, żeby uciekł mi tramwaj, a ona czekała.

~~~~

Gdy znalazłem się w umówionym miejscu ona już czekała. Ucałowała mnie w policzek i ze śmiechem stwierdziła:
-Jestem szybsza od Ciebie. Czy ty się spóźniasz na treningi?
-Pfff…  Nie spóźniam się, mam jeszcze całe 15 minut, spokojnie zdążę się przebrać.-stwierdziłem.- Chodź, zaczekasz na mnie przy szatni, albo na parkingu i sobie obejrzysz nasz trening z najlepszej perspektywy. A po treningu dasz się porwać na obiad? W ramach rekompensaty, że musiałaś dla mnie tak wcześnie wstać.
-Dla Ciebie?- roześmiała się serdecznie.- Dyzio mnie obudził.
-Kto?- zapytałem roześmiany. Przypomniał mi się oczywiście Grzesiek Wojtkowiak. Swoją drogą wypadało by się do niego odezwać i zapytać, co u niego.
-Mój pies, roczny labrador, Dyzio.- stwierdziła ze spokojem. –Wiem o kim pomyślałeś. Wojtkowiak to mój ulubiony piłkarz. Cieszyłem się każdym meczem, w którym on grał, a na którym ja byłam. Strasznie miły człowiek, co przecież sam. Mam całą kolekcję zdjęć z nim, wszystkie dumnie wiszą w ramkach na ścianie w moim pokoju i….
-.. pokażesz mi je kiedyś?- zapytałem nadal kierując się przed siebie.
-Pewnie.-pokiwała głową-… i gdy dostałam psa od chłopaka na urodziny pierwsze imię, jakie wpadło mi do głowy, to właśnie Dyzio. Jeszcze była wersja Grzesiek, ale wiesz, jakby to wyglądało, gdybym poszła z nim do parku i zawołała; Grzesiek do nogi! A tu obraca się jakiś chłopak. No i został Dyziem. Codziennie rano mnie budzi czekając na długi spacer, więc przy nim idzie przywyknąć do krótkiego spania.
-Mam nadzieję, że Dyzio lubi poznawać nowych ludzi.
-A co, już planujesz przyjście do mnie?
-Sama powiedziałaś, że pokażesz mi zdjęcia z Wojtkowiakiem.-zaśmiałem się.-Zaczekasz, pójdę się przebrać?
Potwierdziła, a ja biegiem ruszyłem do szatni. Chłopaków zdziwił mój wyjątkowo dobry humor jak i tempo przebierania.
-Czyżby Olena przyszła?- zapytał Szymek.
-Nie.-oznajmiłem sznurując korki.
-To co się tak cieszysz?- zadał kolejne pytanie Wolski.
-Koleżanka przyszła.-odparłem.
-Znamy?- od razu ożywiła się pozostała część drużyny
-Zobaczycie.-oznajmiłem.- I pół tonu ciszej, czeka przed szatnią.
-Co z Oleną?- zapytał Kebba.
-Nie wiem.-wzruszyłem ramionami.-Nie układa nam się. Czuję, że mi nie ufa. A przez kogo? No oczywiście, że przez Marcina. Kto sprawił, że Kaśka była tam, gdzie ja? Kamiński. Kto powiedział Kaśce, gdzie mieszka Olena? Kamiński. Co zrobiła Kaśka? Poszła do Oleny i nagadała jej głupot, że podrywam Marlenę.
-A nie podrywasz?- zaśmiał się Marcin.
-Zawsze uważałem Cię za przyjaciela.- mruknąłem.-Myślałem… boże ja naprawdę myślałem, że zawsze mogę na Ciebie liczyć. Zazdrościsz mi czegoś? No powiedz mi wreszcie, po cholerę to wszystko robisz?
-Bo nawet nie wiesz, że ona Cię zdradziła.-zaśmiał mi się w twarz.-Jest naprawdę dobra w łóżku, wiesz?
Przywaliłem mu w twarz. Autentycznie mu przywaliłem. Na oczach całej drużyny, po czym wyszedłem z szatni trzaskając drzwiami. Musiałem teraz tylko porozmawiać z Oleną. Chciałem wiedzieć, czy to, co on mówi jest prawdą. Teraz dostał tylko za słowa, które wypowiedział. A jeśli się okażę, że… że mój najlepszy przyjaciel przespał się z moją dziewczyną, to na obitym nosie na pewno się nie skończy.

1 komentarz:

  1. Mega cudowne zakończenie :D Jak ja uwielbiam takie akcje! W ogóle całe opowiadanie ciekawe.
    Pisz szybciutko kolejny rozdział, bo się doczekać nie mogę :*

    OdpowiedzUsuń