Szedłem spokojnie ulicami Poznania słuchając
muzyki. Głowę miałem zakrytą kapturem, aby nikt mnie nie rozpoznał. Wszyscy
wypytywali o ten Juventus, a ja naprawdę miałem tego dość. Rozumiem, że każdy
chciałby wiedzieć, ale już parę wywiadów odbyłem na ten temat, a mimo to ludzie
nadal pytali. Nie żałowałem tej decyzji, jednak wszyscy wokół chcieli mi
wmówić, że powinienem żałować.
-Mateusz, jak miło Cię widzieć.-usłyszałem. No
nie, jeszcze jej mi tu potrzeba.
-Przykro mi, nie mam czasu na
rozmowę.-stwierdziłem. – Chociaż nie, stop! Mi nie jest przykro, że nie mam dla
Ciebie czasu.
-Dlaczego zakochałam się w takim dupku?-
burknęła pod nosem. – Naprawdę nie znajdziesz dla mnie chociaż paru minutek?
-Słyszałem pierwsze zdanie.-zaśmiałem się.-Dla
Ciebie to nawet nie powinienem mieć jednej minuty.
-Jesteś nie miły!- fuknęła zła.
-Nie muszę.-odparłem. – Miłego wieczoru
Katarzyno.
-Jeszcze mnie popamiętasz!
-Jasne!- zaśmiałem się po raz kolejny i
ruszyłem przed siebie.
Wyciągnąłem z kieszeni komórkę i spojrzałem na godzinę.
Nie zadowoliła mnie ona, ponieważ Olena jeszcze półtorej godziny będzie na
wykładzie. Ostatnim w roku akademickim. Zostało mi się kręcenie bez celu po
mieście, albo powrót do domu. Postawiłem na pierwsze opcję. Siedzenie w
czterech ścianach samotnie to nie jest to, co lubię. Zdecydowanie wolę, gdy
jestem wśród ludzi, nawet jeśli z nimi nie rozmawiam.
~~~
Oparłem się o bramę i czekałem, aż ujrzę
Rudowłosą. Miałem nadzieję, że ucieszy się na mój widok, ponieważ rzadko po nią
przychodziłem. Szła rozmawiając z koleżankami, śmiejąc się przy tym. Nie
poznała mnie z daleka, więc ściągnąłem kaptur. Mruknęła coś do dziewczyn i
podbiegła do mnie, rzucając mi się na szyję.
-Poznasz moje koleżanki?- zapytała. Pokiwałem
głową, więc chwyciła mnie za dłoń i podeszliśmy w ich kierunku.-Basiu, Zosiu to
Mateusz, mój chłopak. Mati to Basia i Zosia, moje koleżanki z kierunku.
-Miło mi was poznać.-uśmiechnąłem się do nich
wyciągając w ich kierunku prawą dłoń.
-Odprowadzić was?- zapytała Olena.
-Nie dzięki, kuzynka na mnie czeka.-oznajmiła
Zosia.-O już jest.
Wskazała kierunek, gdzie była wspomniana przez
nią osoba. Spojrzeliśmy tam, a ja ujrzałem Kasię. Olena się skrzywiła i
zapytała Basię o to samo. Stwierdziła, że idzie na przystanek. Natychmiast
powiedziałem, że ją odprowadzimy. Ruszyliśmy w stronę przystanku żegnając się z
Zośką.
-Dobrze, że zostałeś w Poznaniu.-stwierdziła
Basia.-W ostatnim czasie Olena była zupełnie inną osobą. Gdyby nie to, że
przygotowała się już wcześniej do egzaminów, to było by kiepsko.
Skomentowałem te słowa tylko uśmiechem. Nie
chciałem być nie miły mówiąc, że temat wyjazdu do Turynu jest dla mnie
skończony i nie chcę o tym rozmawiać.
-Gdybym dała mu dokończyć wtedy to, co chciał
mi powiedzieć, to nie było by tej całej chorej sytuacji.
-Zapomnijmy o tym.- uśmiechnąłem się. – Na jaki
tramwaj czekasz?
- Jedynkę. Już jedzie.-wskazała na pojazd.-Mam
nadzieję, że znajdziesz dla mnie czas Olena, żeby się spotkać?
-Jak Mateusz mi pozwoli.-zaśmiała się.
-Nie rób ze mnie terrorysty.-przyciągnąłem ją
do siebie i zacząłem łaskotać.
-Nie muszę, ty nim jesteś.
-Do zobaczenia.-zawołała jeszcze Basia
wsiadając do tramwaju, który po chwili odjechał.
-Do mnie, czy do Ciebie?-zapytałem.
-Do mnie. Znając Ciebie nie masz nic w lodówce, a ja
jestem głodna.
-Ei, akurat teraz mam pełną, robiłem zakupy
rano.-zawołałem buntowniczym głosem.
-I tak idziemy do mnie.-zaśmiała się.
Stała oparta o drzwi, gdy mieszałem sos do
spaghetti. Wiedziałem, że na mnie patrzy, jednak próbowałem zgrywać pozory, że
wcale o tym nie wiem. Marnie mi to jednak wychodziło.
-Nie patrz tak na mnie, rozpraszasz mnie. – zaśmiałem się.
-Gdy grasz patrzą na Ciebie tysiące ludzi, to
Cię nie rozprasza.
-Ale tylko Ty tak na mnie patrzysz.
-Tak, to znaczy jak?
-Olena! – zawołałem. – Kibice nie rozbierają
mnie wzrokiem.
- Nie moja wina, że sądzę, że wyglądałbyś bez
ubrania lepiej.-zaśmiała się wzruszając ramionami.-Kiedy będzie ten obiad? Chcę
już podwieczorek.
-A to jest jakiś podwieczorek?
-Możdżeń jesteś taki głupi, czy tylko takiego
głupiego udajesz?
Zaśmiałem się kręcąc głową i wyłączając gaz.
Makaron leżał już nałożony na talerze, a ja właśnie skończyłem robić sos. Parę
minut później siedzieliśmy naprzeciwko siebie.
~~~
-Naprawdę muszę z wami tam iść?- jęknąłem.
Kamiński, Wolski, Drewniak, Kędziora i Linnety
namawiali mnie na wypad do klubu. Męski wypad. Mieliśmy wybrać się na podryw. I
mało obchodziło ich to, że przecież ja mam już dziewczynę. Uparli się i nie
miałem odwrotu. Nawet myślałem, że ucieknę w jakąś uliczkę, ale niestety –
Kamiński złapał mnie w ostatnim momencie.
-Możdżeń, od kiedy odrzuciłeś ofertę Juve
zacząłeś spędzać cały wolny czas z Oleną i stałeś się pantoflarzem.-fuknął
Marcin.-Nie pękaj, idziemy.
Westchnąłem. Od samego rana miałem złe
przeczucia, dlatego wolałbym zostać we własnym mieszkaniu z puszką piwa w ręce
oglądając jakiś mecz. W końcu weszliśmy do środka. Kędziora od razu namierzył
wolny stolik, więc tam się udaliśmy.
-Co bierzemy?- zapytał Wolski.
-Piwo.-odparli wszyscy, oprócz mnie.
-Colę.-mruknąłem.- Nie piję.
-Mówiłem.-warknął Marcin.
-Mam złe przeczucia.-odparłem. – Karol, a ty
nie za młody?
-Nie wtrącaj się.- warknął.-Idziesz Wolski?
Parę minut później Patryk wrócił z wszystkim, a
przede mną z kpiącym uśmiechem postawił colę. Podziękowałem i rozejrzałem się
po wnętrzu. Na parkiecie już szalały studentki, a ja marzyłem tylko o tym, żeby
wrócić do domu. Pierwszy na parkiet ruszył Drewniak, ale nie ma się co dziwić.
Później ruszył Kędziora i Wolski. Po Linnetego przyszła jakaś dziewczyna, chyba
jakaś znajoma. Zostałem sam z Marcinem.
-Jesteś pewny tego co robisz? – zapytał mój
ostatni współtowarzysz.
-Czego?
-Pozostania w Poznaniu, rzucenia kariery dla
Niej.
-Kurwa Marcin, odpierdol się w
końcu.-fuknąłem.- Nie rzuciłem kariery. Kocham ją, ale ty nie wiesz, co to
znaczy. Zazdrościsz, że chciał mnie
Juventus, a Ciebie nie? Zacznij grać coś na boisku, to może i do Realu trafisz,
albo Barcelony. Nie wiem, co się z tobą dzieje, kiedyś taki nie byłeś.
Wstałem i skierowałem się w stronę baru.
Zamówiłem sok pomarańczowy, a barmanka się tylko uśmiechnęła.
-Najpierw Wolski i Linnety, a teraz sam Mateusz
Możdzeń. – zaśmiała się. – Świętujecie coś?
-Kamiński swoją głupotę. -mruknąłem.- Reszta
szuka jakiejś naiwnej idiotki na noc.
-A ty?
-Ja? Ja po prostu tu jestem, chociaż nie mam na
to ochoty.- odparłem .-Zawsze zagadujesz klientów?
-Nie wszystkich, tylko tych sławnych.-zaśmiała
się.-A tak serio, to łatwo się gada z ludźmi, których się nie zna. Znasz tamtą
dziewczynę?
Odwróciłem się. Było pełno dziewczyn.
-Tę w niebieskiej sukience.-odparła. Znów
Kaśka? No nie! – Patrzy na Ciebie od kiedy tu jesteś.
-Znajoma z klasy, ubzdurała sobie coś, chociaż
wie, że mam dziewczynę.-oznajmiłem.- Jesteś spostrzegawcza.
-Patrzy tak natarczywie, że nie da się tego nie
zauważyć.-odparła. Jeden z klientów poprosił o wódkę, więc podała mu zamówienie
i wróciła do mnie.
-Poza tym, to Matylda.-uśmiechnęła
się.-Będziesz siedział tu cały wieczór?
-Nie wiem.-odparłem.- Lubisz piłkę nożną?
-Skąd wiesz?
-Poznałaś mnie, więc musisz się
interesować.-stwierdziłem.
-Ja też się interesuje piłką nożną, a raczej
tobą.-usłyszałem za sobą. Westchnąłem.
-Byłaś kiedyś na meczu Matylda?- zapytałem
ignorując Katarzynę.
-Gdy nie mam zmiany w pracy, albo się z kimś
zamienię, to jestem.-odparła.
-Ja jestem na każdym.-wyszczerzyła się Kasia.
-Masz innego towarzysza do rozmów.-oznajmiła Matylda.-Miło
było.
-Czekaj! –zawołałem, gdy chciała odejść. –
Dostanę twój numer telefonu? Jeśli będę potrzebował rozmowy, chętnie bym porozmawiał
z tobą.
-Mój numer?- zapytała szczęśliwa Kasia.
-Nie twój idiotko.-zaśmiała się barmanka.-Mój!
Pewnie, ale nie wyobrażaj sobie za dużo.
-Mam dziewczynę.-zaśmiałem się również. Podałem
jej telefon, a ona wpisała mi swój numer.
-Puściłam sobie strzałkę, żeby wiedzieć, że to
ty.-uśmiechnęła się. Nachyliła się przez ladę i dała mi całusa w
policzek.-Życzę powodzenia.
-Nie zostawiaj mnie.-szepnąłem. Zaśmiała się i
odeszła.
Spojrzałem na Katarzynę i zastanawiałem się,
jak jej uciec. Upiłem parę łyków soku. Czym częściej ją widziałem, tym bardziej
jej nienawidziłem. Skąd tacy ludzie biorą się na świecie? Nic nie rozumie i
uczepi się niewinnego człowieka, jak rzep psiego ogona.
-Mateuszku zatańczymy?
-Z tobą? W życiu!- odparłem.
Nie mówiąc nic więcej wstałem i skierowałem się
do stolika, gdzie obecnie siedzieli prawie wszyscy, oprócz Szymka. Rzep
oczywiście poszedł za mną.
-Marcinek, szukałam Cię!- pisnęła widząc
Kamińskiego.
Mogłem się tego spodziewać, że to on kryję się
za tym, że ta idiotka znów jest tam, gdzie ja.
_________________________
Trzeci MM.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz