środa, 19 grudnia 2012

Rozdział 1. (2)



Towarzyski mecz reprezentacji Polski w Poznaniu wcale nie był dla mnie łatwy. Choć minęły dwa lata od tego, gdy ostatni raz grałem na tym stadionie, to wszystko doskonale pamiętałem. Każde zwycięstwo i każdą porażkę. Wszystkie gole, radość  z kibicami. Wspomnienia wróciły jak bumerang. Najgorsze jednak było dla mnie to, że musiałem grać w jednej drużynie z Marcinem Kamińskim. Nie wybaczyłem mu tego, co zrobił. Olena była dla mnie najważniejszą kobietą w moim życiu. Jej byłem w stanie wybaczyć wszystko. Jednak widok Marcina sprawił, że znów chciałem mu przywalić. Część chłopaków z reprezentacji nawet nie wiedziała o co nam poszło, ale moją niechęć do niego wyczuwał każdy. Parę razy nawet pytali, ale zbywałem ich. Nie chciałem, by wszyscy wiedzieli, jaki on jest.
Ze słuchawkami w uszach i rękami w kieszeniach rozglądałem się po jeszcze pustym stadionie. Niedługo zapełni się on kibicami ubranymi w biało czerwone barwy. Wśród nich miała być też Olena.
-Jak w Manchesterze?- usłyszałem czyjś głos za sobą. Odwróciłem się i ujrzałem Toneva.
-Dzięki, dobrze.-uśmiechnąłem się.- To zupełnie co innego, niż Poznań.
-Nie żałujesz?

-Nie, jeśli miałbym wybierać ponownie, i tak bym tu nie został. A słyszałem, że Ciebie ciągnie do HSV.

-Prawie dogadałem umowę. Po meczu jadę tam i możliwe, że to ostatni mój mecz na tym stadionie.-stwierdził.- Naprawdę myślisz, że warto było wyjeżdżać przez Kamińskiego?
-Moje ulubione pytanie.-skrzywiłem się. – Nie potrafiłbym z nim normalnie rozmawiać, rozwaliłaby się atmosfera w drużynie. Z resztą nadal nie potrafię z nim rozmawiać i nie rozmawiam. Nawet nie wiem, czy chociażby jedno słowo wymieniliśmy między sobą.

-Media uwielbiały twój temat po wyjeździe…
-Wiem, mnie też wielokrotnie pytali o to całe zamieszanie.-zaśmiałem się. –Ale nie żałuję wyjazdu. Wiele się nauczyłem, dzięki czemu dziś będziemy swoimi przeciwnikami. Życzyłbym Ci powodzenia, ale sam rozumiesz...
-Też bym Ci życzył powodzenia, ale nie mogę.-zaśmiał się i uścisnął moją dłoń.- Niech wygra lepszy.
Skierował się do szatni, a ja ponownie rozejrzałem się po trybunach, które coraz bardziej się zapewniały. Słysząc w słuchawkach piosenkę ‘Libera – Czysta gra’ przed oczami miałem wszystkie mecze. Dopiero teraz zatęskniłem tak naprawdę za tym, co się tu działo. Uśmiechnąłem się do siebie. Ci kibice, którzy dziś tu są na pewno w dużej mierze są kibicami Lecha. I albo ucieszą się z mojego widoku, albo wygwizdują mnie przy każdej możliwej okazji. Kręcąc głową ruszyłem do szatni, aby przebrać buty na korki. Godzina rozpoczęcia meczu zbliżała się nieubłaganie. 


~~~~

Grając na stadionie przy Bułgarskiej w barwach narodowych czułem się prawie tak samo dobrze, jak w barwach Lecha. Podawałem nawet Kamińskiemu, gdy była do tego okazja. Niech się cieszy, może to jedyny taki mecz, gdy zechcę do niego grać. Była 44 minuta, gry ruszyłem na bramkę Bułgarów. Przed sobą miałem tylko bramkarza. Bez problemu skierowałem piłkę do bramki. Stadion wcale nie oszalał. Wzruszyłem ramionami podbiegając stronę poznańskiego kotła.
-To dla was! Obiecuję, że wrócę.-krzyknąłem jak najgłośniej umiałem. Dwie minuty później zakończyła się pierwsza połowa.
-Nie dziw się, że się nie cieszą.-mruknął Marcin.
-Wcale się nie dziwie.-zaśmiałem się.-Spodziewałem się tego.
-Wiesz, że zrobili akcję w Internecie ‘STOP Możdżeniowi na stadionie przy bułgarskiej’?- zapytał.
-Nie, ale mieli do tego prawo. Zawiodłem ich dwa lata temu.- mruknąłem.-Tylko szkoda, że nie wiedzą, że przez Ciebie.
-Zachowujesz się jak dzieciak Możdżeń. Przecież nic takiego nie zrobiłem.
-Faktycznie, przespanie się z moją dziewczyną to naprawdę nic takiego.-zironizowałem.- Czasem zastanów się nad tym co robisz i mówisz. Postaw się na moim miejscu.
Wściekły trzasnąłem drzwiami od szatni. Możdżeń, po co z nim rozmawiasz?

~~~~

Wojtkowiak wykonywał rzut rożny. Gdy brał rozbiegł wbiegłem w pole karne. Wygrałem walkę w powietrzu z obrońcą przeciwników i główką skierowałem ją w światło bramki. Bramkarz był blisko obronienia, jednak nie udało mu się. 2:0. Spojrzałem na trybuny z uśmiechem. Tym razem już było o wiele lepiej, niż z pierwszą bramką. Podbiegłem do kolejnej trybuny.
-Ile mam tych bramek strzelić, żeby stadion mi wybaczył?- zawołałem i wróciłem na pozycję.
-Co ty tam krzyczysz?- zapytał Lewandowski.
-Próbuje odczarować mój stadion.-zaśmiałem się. –Więc błagam, daj mi strzelić jeszcze jednego gola.
-Możdżeń, Możdżeń, Możdżeń.-zaśmiał się również i poklepał mnie po plecach.-A spróbuj zmarnować okazję, to Cię uduszę razem z tymi kibicami.
Kolejne parę akcji to głównie gra Bułgarów. Piłkę przejął jednak Piszczek. Ruszyłem przed siebie. Musiałem strzelić. Łukasz podał do Lewego, który widział, że mam dobrą pozycję. Dośrodkował. Przyjąłem piłkę i skierowałem ją do bramki. Stadion oszalał! Zaśmiałem się. Czułem się tak, jak przed latami.

~~~~

Po meczu wymieniłem się koszulką z Tonevem i ruszyłem w stronę kotła. Dostałem się do Klimy i zabrałem mu mikrofon.

-Należą się wam przeprosiny.- zacząłem. Kibice hałasowali- Hej, chce coś powiedzieć!
Zapanowała cisza.
-Dzięki.-uśmiechnąłem się.- Wiem, że mówiłem, że są priorytety ważniejsze niż sława i pieniądze, że zostanę w Poznaniu i zawalczę z wami o Mistrzostwo. A parę tygodni później was opuściłem. Przepraszam was za to. Nie opuściłem was przez pieniądze, jakie zaproponował mi United, nic z tych rzeczy. Miałem zostać w Poznaniu dla dziewczyny, która była i jest dla mnie całym światem.  Pech chciał, że wszystko się pozmieniało. Opuściłem Poznań przez coś innego. Nie przez nią, bo ona wyjechała ze mną. Nie mogę wam powiedzieć co było tego powodem. Tak będzie lepiej, dla mnie, dla was i dla niego. Chcę wam tylko powiedzieć, że jesteście najlepszymi kibicami na całym świecie i jeszcze do was wrócę. Wszystkie gole, które dziś strzeliłem są dla was. Chciałbym, żeby chociaż część z was mi wybaczyła. Dzięki za tamte lata. Było warto…
Oddałem Klimie mikrofon i szybko wróciłem na boisko. Nie odwróciłem się. Po chwili usłyszałem okrzyki ‘Mateusz Możdżeń”. Uśmiechnąłem się i odwróciłem. Parę minut stałem tak i patrzyłem na tłum skandujący moje nazwisko. To jedna z najpiękniejszych chwili w moim życiu.

~~~~


Wtuliłem się w Olenę. Dzisiejszy dzień nie był dla mnie najłatwiejszy. I choć sprawiłem, że kibice z Poznania zaufali mi na nowo wiedziałem, że przybycie tu ponownie nie będzie takie proste. Kontrakt obowiązywał mnie jeszcze przez dwa lata, a ja byłem w formie i Manchester na pewno nie będzie chciał mnie sprzedać za małe pieniądze. W tej chwili było tylko jedno wyjście: przeczekać dwa lata, dokończyć kontrakt i go nie przedłużać. A później wrócić tu znów i zagrać znów w niebiesko białych barwach.
-Pojedziemy do mojego mieszkania, tak?- zapytała cicho.
-Tak.- szepnąłem.-Cieszę się, że mam Cię obok.
-Zawsze będę. Dziękuje Ci za wszystko.
Gdy wychodziliśmy ze stadionu odwróciłem się z uśmiechem. Olena również się zatrzymała. Objęła moją szyję, a ja schowałem głowę w jej włosach.
-Obiecuję, że jeszcze tu wrócimy.-mruknąłem.
-To nasz miejsce.-zaśmiała się i wskazała na schody.-Mam tylko nadzieję, że żadne z nas nie będę musiało już pisać stąd listu.
-Też mam taką nadzieję.-zaśmiałem się.
Obejmując ją w pasie skierowaliśmy się w stronę mojego samochodu. W planach mieliśmy pozostanie parę dni w Poznaniu. Dlatego przyjechaliśmy tu własnym środkiem transportu. Chciałem się znów poczuć, jak dawniej. Bo mimo, że przyzwyczaiłem się do Manchesteru, to dziś zdałem sobie sprawę z tego, że kawałek mojego serca został tutaj, w Poznaniu.



~~~~

Wybrałem parę numerów z kontaktów. Postanowiłem spotkać się z chłopakami, którzy nadal grają w Lechu. Wolski, Drewniak i Linetty od razu odpisali, że chętnie się z nami spotkają. Jasiek i Kędziora też odpisali, że będą. Myślałem nawet o Kamińskim i sam nie wiem dlaczego do niego napisałem. Nie odpisał. Jakoś mnie to nie zdziwiło. Poinformowałem Olenę, że idziemy do klubu, w którym niegdyś pracowała Marlena. Nie miałem pojęcia, czy nadal tam pracuję. To miejsce po prostu było pierwszym, jakie przyszło mi na myśl
 Przed 20 wyszliśmy z mieszkania. Zamknąłem je dokładnie i ruszyliśmy na spotkanie z przeszłością.
Gdy znaleźliśmy się w środku niemal od razu ujrzałem stolik zajęty przez Lechitów. Ścisnąłem dłoń dziewczyny. Cieszyłem się, że ich zobaczę i że są ze swoimi dziewczynami. Był nawet Kamiński, no proszę, jednak potrafi zadziwić człowieka.
-Cześć.-powiedziałem niepewnie.
-Możdżeń, tylko nie mówi, że się nas boisz.-zaśmiał się Kędziora.-Całkiem ładny mecz w twoim wykonaniu.
-Dzięki,
-Siadajcie.-zaśmiał się Jasiek.-Co krzyczałeś do kibiców?
-Nic takiego.-stwierdziłem zajmując jedno z trzech wolnych miejsc. Drugie zajęła Olena.- Musiałem przeprosić, no nie?
-Wrócisz? –zapytał Kotor.
-Kiedyś na pewno.- odparłem.- Olena chcesz coś?
-Sok pomarańczowy.-odparła.
-Zaraz wracam.
Ruszyłem w stronę baru. W przeciągu dwóch lat wygląd wnętrza tego budynku się zmienił, jednak nie na tyle, abym mógł się tu zgubić. Gdy podszedłem do baru ujrzałem znajomą twarz.
 -Najpierw Wolski i Linetty, a teraz sam Mateusz Możdżeń.-zaśmiała się wypowiadając te same słowa, co za pierwszym razem, gdy się widzieliśmy.- Świętujecie zwycięstwo z Bułgarią?
-Oni tylko dotrzymują mi towarzystwa.-zaśmiałem się.
-Sok pomarańczowy?
-Dwa razy.-uśmiechnąłem się.-Co u ciebie?
-Skończyłam studia, Maciek mi się oświadczył, za pół roku ślub.-oznajmiła.- To tak w mega skrócie. A działo się wiele. O właśnie, zostawisz na siebie jakiś namiar? Wyślę Ci zaproszenie na ślub. Rezerwować Ci dwa miejsca? Bo pewnie Olenę zabierzesz.
-A masz jakąś kartkę?- zapytałem. Podała mi ją razem z długopisem. Napisałem rząd cyferek oraz adres zamieszkania.-Miło Cię znów zobaczyć.
-Ciebie też.-uśmiechnęła się stawiając przede mną dwie szklanki pomarańczowej cieczy.-Naprawdę wrócisz kiedyś do Poznania?
-Byłaś w Kotle?
-Mecz był o wczesnej porze.-zaśmiała się.-To nie pracowałam, wiec musiałam być.
-Wrócę. Nie wiem kiedy, ale obiecuję, że wrócę.-oznajmiłem i spojrzałem na stolik, w którym siedzieli piłkarze. Właśnie dosiadła się tam Katarzyna.
-Chyba musisz tam iść.-stwierdziła.- To nie za dobry pomysł, żeby była tam twoja dziewczyna, Marcin i ona.
-Czekam na zaproszenie na ślub. Postaram się przylecieć. Dzięki za wszystko i wszystkiego dobrego.
Ruszyłem z dwoma szklankami w stronę stolika. Podałem jedną Olenie, a drugą sam trzymałem. Nie zamierzałem się nawet witać z Kaśką.
-Mateuszku, jak w Manchesterze?
-Cudownie, bo nie ma tam Ciebie.-syknąłem.
-Jesteś dla mnie nie miły.-pisnęła jak mała dziewczynka.
-Nikt nie powiedział, że muszę być miły dla kogoś, dla kogo nie chcę być miły.-uśmiechnąłem się upijając parę łyków soku.
-Dla kibiców jesteś miły.-warknęła.
-Bo kibice są częścią piłki, a ty nie.-zaśmiałem się.-Chodź kochanie, zatańczymy.
Chwyciłem za dłoń Olenę i skierowałem się na parkiet. Nie będę rozmawiał z tą idiotką, to nie ma kompletnego sensu. Obejmując Olenę czułem się szczęśliwy. I nie chciałem, żeby ktokolwiek to popsuł.
_______________________

Koniec świata ma być w piątek, tak?  Jak ma być, to ja poproszę przed 7 lekcją!

Opowiadanie mam już skończone. Zostały 3 rozdziały i epilog, a później zaczynam kolejne. Na razie zapraszam się do zapoznania z bohaterami.  Kolejny rozdział koło 26 grudnia (o ile nie będzie tego końca świata, o!)  

+ a jakby jednak koniec Świata miał być, to spójrzcie na mnie łaskawym okiem, dodałam ten rozdział wcześniej.

2 komentarze:

  1. I dobrze Mateusz ciśnij paszczura ! ; d .
    Fajnie, że kibice mu wybaczyli jakiś plus ;). Głupi ten Kamiński -,-, ale cóż ;p .
    Taaa jak koniec świata to najlepiej przed moją wigilią klasową !
    Czekam na kolejny ! ; d .
    O tak tak spojrzę na ciebie łaskawym okiem ;d
    Pozdrowienia z Trójmiasta^^ MikaxD bądź Wredota

    OdpowiedzUsuń
  2. tak bardzo mnie zaskoczyłaś przeskokiem w przyszłość w fabule, że aż nie wiem jak powinnam to skomentować. ale nie martw się, jest na plus. pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń