środa, 5 grudnia 2012

Rozdział 3.



Szedłem spokojnie ulicami Poznania słuchając muzyki. Głowę miałem zakrytą kapturem, aby nikt mnie nie rozpoznał. Wszyscy wypytywali o ten Juventus, a ja naprawdę miałem tego dość. Rozumiem, że każdy chciałby wiedzieć, ale już parę wywiadów odbyłem na ten temat, a mimo to ludzie nadal pytali. Nie żałowałem tej decyzji, jednak wszyscy wokół chcieli mi wmówić, że powinienem żałować.
-Mateusz, jak miło Cię widzieć.-usłyszałem. No nie, jeszcze jej mi tu potrzeba.
-Przykro mi, nie mam czasu na rozmowę.-stwierdziłem. – Chociaż nie, stop! Mi nie jest przykro, że nie mam dla Ciebie czasu.
-Dlaczego zakochałam się w takim dupku?- burknęła pod nosem. – Naprawdę nie znajdziesz dla mnie chociaż paru minutek?
-Słyszałem pierwsze zdanie.-zaśmiałem się.-Dla Ciebie to nawet nie powinienem mieć jednej minuty.
-Jesteś nie miły!- fuknęła zła.
-Nie muszę.-odparłem. – Miłego wieczoru Katarzyno.
-Jeszcze mnie popamiętasz!
-Jasne!- zaśmiałem się po raz kolejny i ruszyłem przed siebie.
Wyciągnąłem z kieszeni komórkę i spojrzałem na godzinę. Nie zadowoliła mnie ona, ponieważ Olena jeszcze półtorej godziny będzie na wykładzie. Ostatnim w roku akademickim. Zostało mi się kręcenie bez celu po mieście, albo powrót do domu. Postawiłem na pierwsze opcję. Siedzenie w czterech ścianach samotnie to nie jest to, co lubię. Zdecydowanie wolę, gdy jestem wśród ludzi, nawet jeśli z nimi nie rozmawiam.

~~~

Oparłem się o bramę i czekałem, aż ujrzę Rudowłosą. Miałem nadzieję, że ucieszy się na mój widok, ponieważ rzadko po nią przychodziłem. Szła rozmawiając z koleżankami, śmiejąc się przy tym. Nie poznała mnie z daleka, więc ściągnąłem kaptur. Mruknęła coś do dziewczyn i podbiegła do mnie, rzucając mi się na szyję.
-Poznasz moje koleżanki?- zapytała. Pokiwałem głową, więc chwyciła mnie za dłoń i podeszliśmy w ich kierunku.-Basiu, Zosiu to Mateusz, mój chłopak. Mati to Basia i Zosia, moje koleżanki z kierunku.
-Miło mi was poznać.-uśmiechnąłem się do nich wyciągając w ich kierunku prawą dłoń.
-Odprowadzić was?- zapytała Olena.
-Nie dzięki, kuzynka na mnie czeka.-oznajmiła Zosia.-O już jest.
Wskazała kierunek, gdzie była wspomniana przez nią osoba. Spojrzeliśmy tam, a ja ujrzałem Kasię. Olena się skrzywiła i zapytała Basię o to samo. Stwierdziła, że idzie na przystanek. Natychmiast powiedziałem, że ją odprowadzimy. Ruszyliśmy w stronę przystanku żegnając się z Zośką.
-Dobrze, że zostałeś w Poznaniu.-stwierdziła Basia.-W ostatnim czasie Olena była zupełnie inną osobą. Gdyby nie to, że przygotowała się już wcześniej do egzaminów, to było by kiepsko.
Skomentowałem te słowa tylko uśmiechem. Nie chciałem być nie miły mówiąc, że temat wyjazdu do Turynu jest dla mnie skończony i nie chcę o tym rozmawiać.
-Gdybym dała mu dokończyć wtedy to, co chciał mi powiedzieć, to nie było by tej całej chorej sytuacji.
-Zapomnijmy o tym.- uśmiechnąłem się. – Na jaki tramwaj czekasz?
- Jedynkę. Już jedzie.-wskazała na pojazd.-Mam nadzieję, że znajdziesz dla mnie czas Olena, żeby się spotkać?
-Jak Mateusz mi pozwoli.-zaśmiała się.
-Nie rób ze mnie terrorysty.-przyciągnąłem ją do siebie i zacząłem łaskotać.
-Nie muszę, ty nim jesteś.
-Do zobaczenia.-zawołała jeszcze Basia wsiadając do tramwaju, który po chwili odjechał.
-Do mnie, czy do Ciebie?-zapytałem.
-Do mnie.  Znając Ciebie nie masz nic w lodówce, a ja jestem głodna.
-Ei, akurat teraz mam pełną, robiłem zakupy rano.-zawołałem buntowniczym głosem.
-I tak idziemy do mnie.-zaśmiała się.



Stała oparta o drzwi, gdy mieszałem sos do spaghetti. Wiedziałem, że na mnie patrzy, jednak próbowałem zgrywać pozory, że wcale o tym nie wiem. Marnie mi to jednak wychodziło.
-Nie patrz tak na mnie, rozpraszasz mnie.  – zaśmiałem się.
-Gdy grasz patrzą na Ciebie tysiące ludzi, to Cię nie rozprasza.
-Ale tylko Ty tak na mnie patrzysz.
-Tak, to znaczy jak?
-Olena! – zawołałem. – Kibice nie rozbierają mnie wzrokiem.
- Nie moja wina, że sądzę, że wyglądałbyś bez ubrania lepiej.-zaśmiała się wzruszając ramionami.-Kiedy będzie ten obiad? Chcę już podwieczorek.
-A to jest jakiś podwieczorek?
-Możdżeń jesteś taki głupi, czy tylko takiego głupiego udajesz?
Zaśmiałem się kręcąc głową i wyłączając gaz. Makaron leżał już nałożony na talerze, a ja właśnie skończyłem robić sos. Parę minut później siedzieliśmy naprzeciwko siebie.

~~~

-Naprawdę muszę z wami tam iść?- jęknąłem.
Kamiński, Wolski, Drewniak, Kędziora i Linnety namawiali mnie na wypad do klubu. Męski wypad. Mieliśmy wybrać się na podryw. I mało obchodziło ich to, że przecież ja mam już dziewczynę. Uparli się i nie miałem odwrotu. Nawet myślałem, że ucieknę w jakąś uliczkę, ale niestety – Kamiński złapał mnie w ostatnim momencie.
-Możdżeń, od kiedy odrzuciłeś ofertę Juve zacząłeś spędzać cały wolny czas z Oleną i stałeś się pantoflarzem.-fuknął Marcin.-Nie pękaj, idziemy.
Westchnąłem. Od samego rana miałem złe przeczucia, dlatego wolałbym zostać we własnym mieszkaniu z puszką piwa w ręce oglądając jakiś mecz. W końcu weszliśmy do środka. Kędziora od razu namierzył wolny stolik, więc tam się udaliśmy.
-Co bierzemy?- zapytał Wolski.
-Piwo.-odparli wszyscy, oprócz mnie.
-Colę.-mruknąłem.- Nie piję.
-Mówiłem.-warknął Marcin.
-Mam złe przeczucia.-odparłem. – Karol, a ty nie za młody?
-Nie wtrącaj się.- warknął.-Idziesz Wolski?
Parę minut później Patryk wrócił z wszystkim, a przede mną z kpiącym uśmiechem postawił colę. Podziękowałem i rozejrzałem się po wnętrzu. Na parkiecie już szalały studentki, a ja marzyłem tylko o tym, żeby wrócić do domu. Pierwszy na parkiet ruszył Drewniak, ale nie ma się co dziwić. Później ruszył Kędziora i Wolski. Po Linnetego przyszła jakaś dziewczyna, chyba jakaś znajoma. Zostałem sam z Marcinem.
-Jesteś pewny tego co robisz? – zapytał mój ostatni współtowarzysz.
-Czego?
-Pozostania w Poznaniu, rzucenia kariery dla Niej.
-Kurwa Marcin, odpierdol się w końcu.-fuknąłem.- Nie rzuciłem kariery. Kocham ją, ale ty nie wiesz, co to znaczy.  Zazdrościsz, że chciał mnie Juventus, a Ciebie nie? Zacznij grać coś na boisku, to może i do Realu trafisz, albo Barcelony. Nie wiem, co się z tobą dzieje, kiedyś taki nie byłeś.
Wstałem i skierowałem się w stronę baru. Zamówiłem sok pomarańczowy, a barmanka się tylko uśmiechnęła.
-Najpierw Wolski i Linnety, a teraz sam Mateusz Możdzeń. – zaśmiała się. – Świętujecie coś?
-Kamiński swoją głupotę. -mruknąłem.- Reszta szuka jakiejś naiwnej idiotki na noc.
-A ty?
-Ja? Ja po prostu tu jestem, chociaż nie mam na to ochoty.- odparłem .-Zawsze zagadujesz klientów?
-Nie wszystkich, tylko tych sławnych.-zaśmiała się.-A tak serio, to łatwo się gada z ludźmi, których się nie zna. Znasz tamtą dziewczynę?
Odwróciłem się. Było pełno dziewczyn.
-Tę w niebieskiej sukience.-odparła. Znów Kaśka? No nie! – Patrzy na Ciebie od kiedy tu jesteś.
-Znajoma z klasy, ubzdurała sobie coś, chociaż wie, że mam dziewczynę.-oznajmiłem.- Jesteś spostrzegawcza.
-Patrzy tak natarczywie, że nie da się tego nie zauważyć.-odparła. Jeden z klientów poprosił o wódkę, więc podała mu zamówienie i wróciła do mnie.
-Poza tym, to Matylda.-uśmiechnęła się.-Będziesz siedział tu cały wieczór?
-Nie wiem.-odparłem.- Lubisz piłkę nożną?
-Skąd wiesz?
-Poznałaś mnie, więc musisz się interesować.-stwierdziłem.
-Ja też się interesuje piłką nożną, a raczej tobą.-usłyszałem za sobą. Westchnąłem.
-Byłaś kiedyś na meczu Matylda?- zapytałem ignorując Katarzynę.
-Gdy nie mam zmiany w pracy, albo się z kimś zamienię, to jestem.-odparła.
-Ja jestem na każdym.-wyszczerzyła się Kasia.
-Masz innego towarzysza do rozmów.-oznajmiła Matylda.-Miło było.
-Czekaj! –zawołałem, gdy chciała odejść. – Dostanę twój numer telefonu? Jeśli będę potrzebował rozmowy, chętnie bym porozmawiał z tobą.
-Mój numer?- zapytała szczęśliwa Kasia.
-Nie twój idiotko.-zaśmiała się barmanka.-Mój! Pewnie, ale nie wyobrażaj sobie za dużo.
-Mam dziewczynę.-zaśmiałem się również. Podałem jej telefon, a ona wpisała mi swój numer.
-Puściłam sobie strzałkę, żeby wiedzieć, że to ty.-uśmiechnęła się. Nachyliła się przez ladę i dała mi całusa w policzek.-Życzę powodzenia.
-Nie zostawiaj mnie.-szepnąłem. Zaśmiała się i odeszła.
Spojrzałem na Katarzynę i zastanawiałem się, jak jej uciec. Upiłem parę łyków soku. Czym częściej ją widziałem, tym bardziej jej nienawidziłem. Skąd tacy ludzie biorą się na świecie? Nic nie rozumie i uczepi się niewinnego człowieka, jak rzep psiego ogona.
-Mateuszku zatańczymy?
-Z tobą? W życiu!- odparłem.
Nie mówiąc nic więcej wstałem i skierowałem się do stolika, gdzie obecnie siedzieli prawie wszyscy, oprócz Szymka. Rzep oczywiście poszedł za mną.
-Marcinek, szukałam Cię!- pisnęła widząc Kamińskiego.
Mogłem się tego spodziewać, że to on kryję się za tym, że ta idiotka znów jest tam, gdzie ja.
_________________________
Trzeci MM. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz