niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział 5.



Byłem zły. Przez cały trening unikałem Marcina. Nie podałem mu ani razu piłki, choć było parę okazji do tego, by to zrobić. Nie mogłem uwierzyć, że on… te słowa nawet nie mogły przejść mi przez myśl. Marlena przyglądała mi się z zaciekawieniem. Chciałem się jej wygadać, ale musiałem zaczekać na koniec treningu. Gdy zbliżał się on ku końcowi ujrzałem Olenę. Całe szczęście, że nie zna Marleny. Zapewne myśli,  że czeka na któregoś z chłopaków. Wreszcie usłyszałem ostatni gwizdek na dzisiejszym treningu. Złapałem za butelkę wody i ruszyłem w kierunku mojej dziewczyny.
-Mateusz, ja powinnam Ci uwierzyć.-westchnęła po chwili ciszy, gdy się w nią wpatrywałem.
-Spałaś z Marcinem?- zapytałem.
-Co?
-Krótka piłka. Tak, czy nie?
-Ja… ja… przepraszam.-szepnęła.- Przyszedł zaraz po tym, jak była u mnie Kaśka. Byłam roztrzęsiona, potrzebowałam kogoś, kto mnie pocieszy.
-Ty gnoju! -krzyknąłem pchając Kamińskiego, który obok nas chciał przejść. Przywaliłem mu w twarz.-To za to, że nasłałeś na mnie Kaśkę. A to za to, że przespałeś się z moją dziewczyną. To za to, że śmiałeś się nazywać moim przyjacielem….
Zamierzałem się, by uderzyć go po raz kolejny, ale dobiegli do nas chłopaki. Odciągnęli mnie od Kamińskiego, a ja spojrzałem z obrzydzeniem na Olenę.
-Z nami koniec. Nie chcę Cię widzieć na oczy.-zawołałem i wyrwałem się chłopakom.-No już, idę się przebrać i idę.
Wściekły ruszyłem do szatni. Nie wziąłem nawet prysznica. Przebrałem się i wyszedłem, zanim ktokolwiek inny przyszedł. Na szczęście Marlena na mnie czekała.
-Nie powinieneś bić Marcina.-westchnęła przytulając mnie.-Wiem, że nie myślałeś, że on jest do tego zdolny, że ona…
-Gówno wiesz.-warknąłem.- Przepraszam, po prostu… Nie mogę uwierzyć, że mój najlepszy przyjaciel, że moja dziewczyna…
-Ci…- szepnęła.- Wiem, że mu się należało. Ale co jeśli Cię teraz zawieszą?
-To będę błagał Juventus, żeby jednak mnie przyjął.-mruknąłem.- Możemy stąd iść?
-Jasne. – puściła mnie i się lekko uśmiechnęła.- Ale mała zmiana planów. Skoczmy do sklepu, a później do mnie i ugotujemy obiad razem. Co ty na to?
-Może być.-stwierdziłem wzruszając ramionami.
-Nie smutaj.- zaśmiała się całując mnie w policzek.
-Przed chwilą dowiedziałem się, że moja dziewczyna spała z moim przyjacielem. Mam się z tego cieszyć?
-Tak.-stwierdziła i ruszyła przed siebie.-Że zrobiła to teraz, a nie w momencie, gdy zostalibyście małżeństwem.
-Zostałem dla niej w Poznaniu… Rozumiesz to? Odrzuciłem ofertę życia tylko dlatego, że chciałem być z nią na zawsze.-mruknąłem.- A teraz zostałem w Poznaniu, zupełnie sam.
-Masz mnie.-uśmiechnęła się.- Możesz wpadać do mnie do baru, siedzieć i pić sok pomarańczowy na koszt firmy uśmiechając się do mnie.
-Jak ty potrafisz być taką optymistką?- zapytałem zdziwiony.
-Chcę być psychologiem, muszę wspierać ludzi. Muszą widzieć, że ja wierzę w to, że będzie dobrze, że wszystko się wyjaśni. Że kolejny dzień będzie lepszy od dzisiejszego. Aby oni mieli siłę walczyć o lepsze jutro. Muszę być dla nich przykładem. A ty przecież jesteś moim pierwszym klientem, więc muszę Cię wspierać.
-Cieszę się, że Cię dziś tu zaprosiłem.- przytuliłem ją do siebie.
Przy niej wszystko było jakieś łatwiejsze. Nawet przestałem myśleć o tym, że zdradziła mnie dziewczyna. I przyjaciel. Zapominałem o wszystkich złych chwilach, gdy widziałem uśmiech na twarzy Marleny.
~~~~

Minęło parę dni, w czasie których siedziałem w domu prawie cały dzień, a wieczorami przesiadywałem w barze pijąc sok pomarańczowy i rozmawiając z Marleną. Olena parę razy dzwoniła, ale tym razem to ona mogła co najwyżej nagrywać się na pocztę głosową. Wiadomości nie odsłuchałem jeszcze ani razu. Parę razy w ciągu dnia było, nie otwierałem, udawałem, że mnie nie ma. A sąsiadka wspominała, że nawet o mnie pytała. Wzruszałem ramionami tylko prosząc, by nic jej nie mówiła.
A dlaczego siedziałem w domu? Dostałem dwa tygodnie przymusowego wolnego, za pobicie Kamińskiego. Miałem się zastanowić nad swoim postępowaniem. A ja nie miałem się nad czym zastanawiać. Wcale nie żałowałem tego, że obiłem mu tę krzywą mordę. Gdybym mógł cofnąć czas, to i tak zrobił bym to samo, no chyba że z większą siłą.
-Znów soczek?- zapytała ze śmiechem.-Mój chłopak zaczyna być zazdrosny.
-Nie ma o co.-uśmiechnąłem się widząc, jak się zbliża.-Poznam go wreszcie? Chcę mu pogratulować takiego skarbu.
-Maciek!- zawołała.-Chodź, poznasz Mateusza.
Widziałem, jak niechętnie idzie do nas, chyba myślał, że może mnie nie będzie. Usiadł jednak obok.
-Mateusz.- wyciągnąłem w jego stronę rękę. Uścisnął ją i wypowiedział swoje imię.- Marlena to skarb, naprawdę. Nie pozwól na to, żebyś ją stracił. A o mnie się nie martw. Traktuję ją tylko i wyłącznie jak przyjaciółkę.
-Wiem, że skarb.-zaśmiał się.-Mam nadzieję, że ją tak traktujesz jak przyjaciółkę, bo jak nie, to wiesz, obita twarz, niczym ty Kamińskiego.
Roześmiałem się i poprosiłem Marlenę o dwa piwa. Dobrze, że nie podała mi jeszcze standardowego soku, bo i tak bym go nie wypił.
-Długo jeszcze nie będziesz trenował?- zapytał.
-Tydzień. No chyba, że wyjadę.-stwierdziłem.
-Chcesz wyjechać?- pisnęła Marlena.
-Gdzieś tam powiedziałem, że w tej chwili trochę się w mym życiu zmieniło. I dostałem ofertę z Manchesteru United.-odparłem.- Co mnie tu teraz trzyma? Popsułem atmosferę w zespole, straciłem dziewczynę… A wszyscy wbijali mi do głowy, że odrzucenie wyjazdu za granicę to błąd.
-Naprawdę chcesz wyjechać?- zapytała ze smutkiem.
-Ja już po prostu nic nie wiem.-westchnąłem. Chwyciłem kufel i wypiłem parę większych łyków.-Wiesz, jaką nagonkę urządzą na mnie fani tego zasranego Kamińskiego?
-A pomyślałeś o ludziach, którzy cieszyli się z tego, że nadal będziesz prezentował barwy Lecha?
-Marlena, nie wiem, co zrobię.-odparłem i dopiłem szybko resztę piwa. Wyciągnąłem pieniądze z kieszeni i rzuciłem na blat.-Odezwę się niedługo.
Wyszedłem jak zwykle tym samym wyjściem. Skierowałem się na ten sam przystanek co zawsze. Wyszukałem bilet kupiony wcześniej w biletomacie. Nie chciałem znów płacić kary. Gdy podjechał mój środek transportu wsiadłem do środka, skasowałem bilet i usiadłem wygodnie na krzesełku.
Jestem Mateusz Możdżeń i sam komplikuje sobie życie…
~~~~

Siedzę nad papierami. Nadal nie wiem, co zrobić. Nie wiem, czy będę potrafił zagrać w jednym zespole z Kamińskim. Nie po tym, co mi zrobił. Przez kupę czasu uważałem go za najlepszego przyjaciela. Mówiłem mu wszystko. Zwierzałem mu się, pomagał mi z ważnymi decyzjami. Pokręciłem głową. Jak ja w ogóle po tym wszystkim potrafiłem o nim myśleć, no jak? On nie jest warty tego, aby poświęcać mu chociażby jedną sekundę mojego cennego czasu. Jestem Mateusz Możdżeń i na chwilę ze mną trzeba sobie zasłużyć! A co dopiero na to, żebym pamiętał o tym, że kogoś znam! 
Rozdzwonił się mój telefon, więc spojrzałem na wyświetlacz ‘Kotor dzwoni’. Westchnąłem ciężko i odebrałem.
-Co?
-Ładnie się witasz.-mruknął.- Kiedy wracasz?
-Chyba wcale.-oznajmiłem zgodnie  prawdą.
-Jak to?!? Chcą zerwać z tobą kontrakt?
-Nie, ja chcę odejść.-oznajmiłem.
-Mateusz…
-Nie będę grał z Kamińskim w jednej drużynie, w życiu!
-Możdżeń nie zachowuj się jak dzieciak.-westchnął.
-Kotor, jesteś dla mnie prawie jak ojciec, ale ja naprawdę praktycznie podjąłem już decyzję.
-Jesteś tego pewien?
-Niczego nie jestem pewien, ale do cholery! Gdy odmówiłem Juve, to cały świat był na mnie wściekły, że zostałem w tym marnym Poznaniu. No to odejdę, chociaż pewnie zaraz pójdą w ruch moje słowa ‘ są priorytety ważniejsze niż sława czy pieniądze’. Wszystko się zmienia, a ja nie potrafię w tej chwili tu mieszkać, przebywać. Sorry Kotor, ale nie przekonasz mnie.
-Mati nie warto przez Marcina..
-Daj spokój, okej?- warknąłem.- Pozdrów chłopaków, wiem, że siedzisz w szatni. Pewnie wpadnę się pożegnać.. Niektórzy się nawet ucieszą.
-Nie mów tak, przecież wiesz, że jesteś częścią drużyny i bez Ciebie to nie to samo.-westchnął.
- Jak się ogarnę, to widzimy się za dwie godziny. Wypada się pożegnać, co nie?
Rozłączyłem się, aby wybrać numer menadżera. Musiałem mu powiedzieć, żeby umówił się z działaczami Manchesteru na podpisanie umowy. A później spakowałem zeszyt, kopertę i długopis do torby. Czas pożegnać się z Poznańskim stadionem.

~~~~

Gdy skończyłem pisać list do najważniejszej osoby w moim życiu skierowałem się do siedziby klubu. Wiedzieli że odchodzę i nawet nie próbowali mnie zatrzymać. To śmieszne, ale czułem, że podjąłem dobrą decyzję. Zawsze trzeba zakończyć w końcu pewien etap w życiu. Dziś kończy się etap pt ‘ Mateusz Możdżeń – piłkarz Lecha Poznań’. I choć będę tęsknił za tym miejscem, za tymi ludźmi, z którymi grałem tyle czasu, których poznałem i za tymi kibicami, którzy byli najlepsi w całej Polsce trzeba wreszcie zacząć robić wszystko, by stać się piłkarzem światowej klasy.
-Siema chłopaki!- zawołałem wchodząc do szatni. Natychmiast zapanowała cisza, choć gdy znajdowałem się za drzwiami słyszałem niezły hałas. –Spokojnie, widzicie mnie tu ostatni raz, przyszedłem zabrać tylko swoje rzeczy, za 3 dni wylatuję do Manchesteru. Nie zostawię wam swoich korków, bo jeszcze komuś wpadnie do głowy pomysł, żeby je sprzedać na allegro.
Zaśmiali się, ale wyglądali na zdziwionych.
-Życzę wam Mistrzostwa Polski. Samych zwycięstw i tego, aby kontuzje omijały każdego z was… Tak, Ciebie też Marcin.-westchnąłem.- Za parę dni będę znienawidzonym piłkarzem przez poznańskich kibiców, więc może nacieszcie się ostatni raz moim widokiem, bo prędko się tu nie pokaże. Świetnie było grać z wami przez ten czas i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie nam dane grać w jednych barwach klubowych.
-Przepraszam. To przeze mnie, prawda? Gdybym nie uległ Kaśce, która chciała być twoją dziewczyną.. gdybym nie przespał się z twoją dziewczyną… Przepraszam, uważałeś mnie za najlepszego przyjaciela, a ja zrobiłem Ci takie świństwo.
-Może nie mieliśmy być przyjaciółmi?- zapytałem pakując buty do torby.
-Jestem idiotą, wiem.
-Dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę.-mruknąłem zapinając torbę.-Do zobaczenia.
Wyszedłem z szatni ze spuszczoną głową. Ciężko było mi opuszczać to miejsce wiedząc, że już tu nie wrócę. Jednak coś kończy, a coś się zaczyna. Mam nadzieję, że nie będę żałował tej decyzji.

~~~~


Wrzuciłem list do skrzynki i kręciłem się po Poznaniu, jeżdżąc po wszystkich miejscach, które kojarzyły my się z Oleną. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mogę już jej więcej nie zobaczyć. Ale co mogłem poradzić? Zaczynam nowe życie. A nikt nie powiedział, że zawsze jest łatwo. Najgorsze jest podjąć decyzję, później będzie już łatwiej. Nie chciałbym żałować tego, co robię, jednak w tej chwili tego nie określę. Czas pokaże, czy będzie lepiej, czy gorzej. Czy w Manchesterze znajdę miłość swojego życia i czy rozwinę się piłkarsko.
Czasem bywa tak, że nie jest tak, jak chcemy.
Jestem jednak Mateusz Możdżeń, dam sobie radę ze wszystkim. A to, że jestem teraz sam… wcale nie znaczy, że zawsze będę.

_____________
Ostatni rozdział pierwszej części. Możliwe, że jak będę miała dobry humor, to w tygodniu dodam epilog, a jak nie... to czekamy do piątku/soboty/niedzieli.
Osobiście uważam to opowiadanie za jedno z niewielu, jakie ostatnio zaczęłam, które mi się podoba! I mam nadzieję, że nie tylko mi się podoba ;)

Pozdrawiam i do napisania!

2 komentarze:

  1. OMG ! Jezusie ! Ja nie wierzę ! Jak on mógł się z nią przespać !? .. no ale .. masakra ! Czekam na epilog !
    Mam nadzieje że to dobra decyzja ze strony Mateusza ;p . Czekam z niecierpliwością na EPILOG ! kurde powtarzam się -,- .
    No ale dobra pozdrowienia MikaxD bądź Wredota ; D

    OdpowiedzUsuń
  2. nie byłam u ciebie kilka dni, a tutaj akcja przybiera niesamowicie niespodziewany obrót. przynajmniej mnie nieźle zaskoczyłaś. czekam na ten epilog.

    wiesz, że jak dziś wracałam pociągiem do domu, to naprzeciwko mnie siedział chłopak podobny do Semira Stilicia? od razu wtedy pomyślałam o tobie.

    buźka :*

    OdpowiedzUsuń